Kilka miesięcy temu przytuliłam do siebie po raz pierwszy moją obronioną pracę magisterską. Była to chwila niezwykła i bardzo wzruszająca. Spełniłam swoje marzenie o wykształceniu wyższym. A dzisiaj rozmyślam o tych minionych pięciu latach. Pół dekady minęło bardzo szybko. Zestarzałam się, ale zgodnie z założeniem – zmądrzałam (mam nadzieję)…
Najgorsze w tym całym studiowaniu było pierwszych pięć lat. Ok, ok… żartuję, może cztery i pół. Z perspektywy czasu myślę o wszystkich stresach, zmartwieniach i poczuciu odpowiedzialności, jakie w sobie nosiłam. Każdy rok studiów wiązał się z innymi doświadczeniami, ale nie mogę powiedzieć, że któreś z tych rzeczy, które mnie spotkały były złe lub niepotrzebne. Dopiero kończąc edukację zauważyłam, jak wszystko ułożyło się w spójną całość.
Pamiętam pierwszy dzień na uniwersytecie w Łodzi – miałam ten zaszczyt, za pośrednictwem zaproszenia, być na uroczystej inauguracji roku akademickiego w towarzystwie najwyższych władz uczelni. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że faktycznie rozpoczynam przygodę „życia” z nauką. Moment, kiedy poproszono mnie i innych zaproszonych Żaków do symbolicznego pasowania na studenta, nakreślił nowy rozdział mojej egzystencji. Gdy emocje opadły, dopadły mnie dni zwątpienia, stresu i odświeżania USOSa…
Później przyszedł czas na kolejne wyzwanie, tym samym zmierzając się z własnymi ograniczeniami. Postanowiłam ponownie zaryzykować i po trzech latach opuściłam Łódź, kierując się na północ. I tak główną siedzibą mojej nowej uczelni stała się ulica Krakowskie Przedmieście, która znana jest między innymi jako lokalizacja Uniwersytetu Warszawskiego, w którego studenckie szeregi wstąpiłam. Dzisiaj już cieszę się odebranym dyplomem uczelni, z którego jestem bardzo dumna. Studia skończyłam tak, jak zaczęłam – lepiej niż sobie to wyobrażałam.
Przechodząc, po tym biograficznym wstępie do sedna – czego nauczył mnie ten etap?
Edukacja to masa wyborów, na które stale musimy się decydować. Najpierw co do uczelni i kierunku. Później – częstotliwość uczęszczania na zajęcia, a na końcu temat pracy dyplomowej. Ze studiów można albo czerpać całymi garściami, albo je zwyczajnie przeżyć, finalnie kończąc z mierną oceną. Nie polecam jedynie studiować, jeśli nie jest się pewnym kierunku, to zazwyczaj nie kończy się dobrze.
Edukacja jest jak tango – taniec bliskości, namiętności, uczucia. Nauka też nie będzie owocna, jeśli komponentów tych zabraknie. Można mylić kroki, ale jeśli się ma dobrego przewodnika – zatańczymy do muzyki tak, że widownia długo pozostanie pod wrażeniem naszej tanecznej ekspresji. Nauka nas prowadzi, ale to naszym zadaniem jest dostrzeżenie jej zasięgu. I do nas należy poszerzanie rozciągającego się horyzontu. Można się mylić, nie być pewnym, ale warto próbować. Może z tego powstać przepiękna choreografia, a może już taką stworzyłeś/aś. Zatańczysz z nią?
Zdjęcie Grafika: Grafika Google – kadr z filmu „Zapach kobiety”