Odpowiedź jest prosta – zmieszać wszystkie inne odcienie (no może z wyjątkiem białego). Tak więc, czerń jest czymś głębszym, bowiem zawiera w sobie mieszankę wszystkiego. I może to jest puenta. Kiedy mamy nadmiar, kiedy wszystkie informacje i emocje świata miotają się między prawą a lewą półkulą mózgu, tworzą czerń.
Ok, to tak pół żartem, pół serio. Zaraz wyjaśnię, do czego zmierzam. Jeśli czujemy, że z jakimś przedsięwzięciem nie powiedziecie się nam, nie wierzymy w wygrany los na loterii to wtedy myślimy – czarno to widzę. No tak, bo ten mix negatywnych, ale i pozytywnych myśli zaczyna mieć przewagę nad rozsądkiem. Podświadomie czerni przypisujemy negatywne cechy, a podświadomość tę podsycają uwarunkowania kulturowe. A może warto tę czerń rozłożyć na czynniki pierwsze? Pobawić się w chirurga i przeanalizować co tam się w niej kryje?
Obawiamy się porażki, ale nie uświadamiamy sobie, że podjęte działanie niesie za sobą też plusy. Boisz się zaryzykować, zmieniając pracę na lepszą? Boisz się, że nie poradzisz sobie? Nawet jeśli tak się stanie, to przecież nie będzie to koniec świata. Zyskasz wiele nowych doświadczeń, cennych wskazówek, a zamiast z wyobrażeniami, zetkniesz się z rzeczywistością. Podobnie z innymi życiowymi sytuacjami. Nie przejmuj się, jeśli nie wszystko będzie takie, jak sobie wymarzyłeś/aś. Ważne, abyś szedł do przodu. Żwawo, małymi kroczkami, niepewnie – ważne, abyś nie stał w miejscu.
P.S. Może i psychologowie mają rację, i kobiety malują paznokcie w tym kolorze, kiedy ich głowę zaprzątają problemy. Niech nie zapominają jednak, że kobiety to kobiety i czasem nauka nie znajdzie uzasadnienia w ich życiowych wyborach. Nawet tych dotyczących koloru na paznokciach :).